Najpierw oglądałam z kolegą czasopisma pornograficzne. Po pewnym czasie człowiek jest w stanie przełamać kolejne bariery: to, co wcześniej uważał za złe, już mu się złe nie wydaje. Przekracza się kolejne granice…. Gdy poszłam do klubu erotycznego szukać pracy, byłam już kompletnie znieczulona
i niewrażliwa na ocenianie tych spraw. Gdy się tam znalazłam, nie byłam zszokowana. Kiedy się pracuje w takim klubie, jest się cały czas dotykaną, obmacywaną, szczypaną. Mężczyźni, którzy chodzą do klubu myślą, że jeśli płacą, jesteś ich niewolnikiem. A właściciele klubu traktują cię jeszcze gorzej. Jesteś dla nich zwierzęciem pociągowym, wołem ciągnącym pług po kamienistym polu. I na dodatek okładają cię batem po plecach. Traktują cię, jakbyś była niczym. W klubie erotycznym szybko zdobywa się powodzenie, gdy stara się sprostać fantazjom mężczyzn. A każdy mężczyzna ma inne fantazje. Każdej nowej osobie oddaje się kawałek po kawałku samą siebie. Traci się stopniowo siebie, jakby opuszczała człowieka własna dusza. Kiedy jest się najpierw z jedną, a potem z kolejną osobą, dusza umiera powoli. Przy tym cały czas udaję się, gra kogoś innego. To sprawia, że przekracza się kolejne granice. Wreszcie, na dobrą sprawę, już nie wiadomo, kim się jest, ponieważ długo udawało się, że jest się kimś innym.
Na krótko przed moim odejściem z klubu czułam w sobie śmiertelną pustkę, jakąś czarną dziurę wysysającą wszystko wewnątrz. Byłam martwa w środku.

Tasha

(fragmenty ze stenogramu filmu „Pornozniewolenie”, Wyd. Stowarzyszenie Kulturalne „Fronda”)

Kiedy rozpoczęłam naukę w liceum, byłam nieśmiałą, zakompleksioną osobą, która bała się krytyki innych jak ognia. Może właśnie dlatego zaprzyjaźniłam się z dziewczyną, która zawsze była pewna siebie, wygadana – po prostu dusza towarzystwa. Chciałam być taka jak ona, więc zaczęłam się do niej upodabniać. Używałam wulgarnego języka, paliłam papierosy i marihuanę. Brakowało mi tylko markowych ubrań,
by szpanować przed innymi.
Zaczęłam tak jak ona sprzedawać swoje ciało. Zostałam prostytutką...
Wchodziłyśmy na każdej lekcji informatyki na czat. Tam aż się roiło od sponsorów... Pierwszy raz był najgorszy, potem już trudno było to zatrzymać i żyłam tak z przerwami przez trzy lata... Próbowałam z tym skończyć, ale pokusa zdobycia szybkich pieniędzy była niestety silniejsza... Myślę, że stoczyłabym się na samo dno, gdyby nie jedno przełomowe wydarzenie w moim życiu – zaszłam w ciążę. Odrzuciłam myśl
o aborcji, chociaż cała moja rodzina mnie do tego namawiała. Przyjechała nawet moja siostra z Niemiec,
by załatwić mi prywatną wizytę u lekarza. Odrzuciłam ich „pomoc”. Tylko moja mama mnie wspierała i robi to do dziś.
Z całego serca dziękuję Bogu za to dziecko. Dzięki niemu zaczęło do mnie docierać, w jaki straszny sposób wcześniej żyłam.
Bardzo wiele pomógł mi pewien ksiądz z parafii. Mimo że ja sama byłam niewierząca i przeciwna wszystkiemu, co się wiązało z chrześcijaństwem, pomagał nam bezinteresownie. Nie mówił o wierze i Bogu, tylko pomagał. To mnie zaczęło zastanawiać.
Ważnym etapem mojego powrotu do Jezusa był chrzest mojej córeczki. Pierwszy raz od 10 lat poszłam wtedy do spowiedzi. Potem czekała mnie jeszcze długa droga nawrócenia, ale Bóg cały czas dawał mi znaki, że jest i że mnie kocha taką, jaką jestem.
Nieraz, niestety, jeszcze potem upadałam. Po jednym z upadków wpadłam w depresję; bałam się ludzi,
nie mogłam patrzeć na swoje odbicie w lustrze, nie wstawałam całymi dniami z łóżka, nie mogłam jeść, brzydziłam się siebie... I wtedy Bóg znów wyciągnął do mnie swą pomocną dłoń, przysyłając mi swojego kapłana. Odbyłam spowiedź z całego życia. Przyjęłam Jezusa do swojego serca i odczułam wyraźnie ścisłe zjednoczenie z Nim. Odtąd staram się regularnie przystępować do spowiedzi i możliwie najczęściej przyjmować Jezusa do swojego serca. Cały czas walczę o czystość.
Gdyby nie Jezus, już dawno bym się zatraciła, ale z Nim – mogę wszystko.
 

Wszystko zaczęło się, gdy miałem pięć lat. Wówczas mój starszy kolega – pod przykrywką sekretu „niewinnej zabawy” – molestował mnie seksualnie. Byłem mały, więc nie rozumiałem, aura „sekretu” fascynowała mnie, a to sprawiło, że zbyt wcześnie zwróciłem uwagę na seksualność człowieka.

Telewizja i „świerszczyki”, nieumiejętnie chowane przez tatę, dopełniły mojego uświadomienia. Nic więc dziwnego, że już w wieku dziewięciu lat nałogowo pochłaniałem pornografię i odkrywałem przyjemność samogwałtu. Pamiętam pierwsze rozmowy z kumplami i przełamanie bariery wstydu we wspólnych seansach pornograficznych.

Pochodzę z praktycznie niewierzącej rodziny (tata – ateista, mama „niepraktykująca”). Gdy w moim życiu pojawiła się koleżanka głęboko wierząca, wyśmiewałem ją. Lecz ona się nie poddawała i powoli zafascynowała mnie Bogiem. Koledzy również nie dawali za wygraną i wtajemniczali mnie w coraz bardziej intymne i perwersyjne pomysły seksualne.

Nie palę, nie piję i nie ćpam, więc pchnęli mnie w coś innego. Spróbowałem kradzieży, no i wpadłem. To była także pierwsza próba nawrócenia. I byłoby wszystko dobrze, ale odkryłem nagle, że ciągnie mnie, by zostać duchownym. To mnie przeraziło, więc uciekłem w rozkosze cielesne, ciągnąc za sobą innych. Byłem rozdarty między kiełkującym ziarnem wiary a okazałym drzewem szatana. Tak dojrzewałem.

Pojawiły się dziewczyny, które kolejno krzywdziłem swoim egoizmem. Im bardziej fascynował mnie Bóg, tym bardziej zatracałem się w grzechu. Potrzeby cielesne stały się niemal moją obsesją. Gdy pokornie wracałem do Boga, znów odzywał się głos powołania, znów uciekałem. Po kolejnej klęsce dałem sobie spokój. Stwierdziłem: nie mam siły, nie wygram! Tak usprawiedliwiony zapomniałem o Bogu… Zacząłem coraz bardziej upadać.

Wszelkie zboczenia przestały mnie razić. Wciąż szukałem coraz mocniejszych bodźców seksualnych. Wreszcie postanowiłem spróbować tzw. „miłości francuskiej” i szybko zorganizowałem potrzebne spotkanie. Po dokonaniu tego strasznego grzechu w duchu ujrzałem szatana, demona i jego przerażające zło. Wstrząsnęło to moim sumieniem i sercem. Po tym wydarzeniu byłem zdruzgotany. Nie mogłem patrzeć w lustro, brzydziłem się samym sobą. Gdy tylko byłem sam, płakałem i modliłem się.

Pierwszy raz w życiu zrozumiałem, jak bardzo zawiodłem Boga i jak Go kocham. Potrzebowałem Go. Poszedłem do spowiedzi. Była bardzo krótka, ale zmieniła moje życie. Narodziłem się na nowo!!! Pierwszy raz zaufałem całym sercem Panu i w tym zaufaniu odnalazłem siłę. Obecnie mam 20 lat i już ponad pół roku żyję w czystości, z pokorą myśląc o moim powołaniu. Bóg jest dla mnie wszystkim!

Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu; On sam będzie działał (Ps 37,5).

źródło:

http://www.milujciesie.org.pl/nr/mlodziez/nalogowo_pochlanialem_pornografie.html

Jestem osobą, która od czasu do czasu lubiła pooglądać pornografię, ale to, co spotkałem na stronach internetowych, całkowicie przerosło moje wyobrażenia.  

Przez pewien okres podobało mi się to, ale z czasem odczuwałem coraz większy niepokój wynikły
z jakiegoś przymusu, wręcz nakazu, ciągłego oglądania pornograficznych treści.

Im częściej siedziałem w Internecie, tym bardziej oddalałem się od Boga. Nie mogłem pogodzić oglądania tych scen i uprawiania onanizmu z codzienną modlitwą. Z czegoś musiałem zrezygnować – zacząłem zaniedbywać modlitwę. Gdy jednak zdarzało mi się modlić, wołałem do Boga o jakiś ratunek, bo jeszcze tliły się we mnie wyrzuty sumienia. Do tego dochodziła obawa przed dużymi rachunkami
za telefon. Psychicznie i duchowo czułem się z tym wszystkim źle. Częściej się onanizowałem, dobrze wiedząc, że onanizm jest zjawiskiem duchowo nienormalnym i niszczącym.

Pewnego ranka poprosiłem Boga o ratunek, czując, że może być coraz gorzej. Podczas modlitwy otrzymałem myśl od Pana, aby pozbyć się w swoim komputerze programu do przeglądania stron internetowych. Przez pewien niedługi czas biłem się z tymi myślami, aż zdecydowałem, że muszę
to zrobić. Skasowałem przeglądarkę internetową i tego samego dnia spaliłem wszystkie gazety pornograficzne, które miałem w domu, oraz zniszczyłem płyty CD z niemoralnymi treściami.
Jednym słowem posłuchałem Jezusa i – odżyłem.

Byłem tak uradowany i szczęśliwy, że aż nie mogłem z siebie słowa wydobyć, a chciałem mówić
do Pana. Wszystko to się działo przed świętami Bożego Narodzenia, więc na święta mogłem spokojnie godnie przyjąć Pana Jezusa do swego serca. Cały ten balast grzechów i oskarżeń samego siebie zostawiłem za sobą.

Dziś czuję się bardzo dobrze, noszę w sobie świadomość czystości, mam poczucie bycia w porządku wobec Pana, a to daje mi tyle radości.

Jeżeli masz problemy podobne do tych, które ja miałem kiedyś, to dobrze Ci radzę, zrób od razu milowy krok, przełam się i zniszcz to wszystko. Tylko tak Twoja sytuacja może się zmienić.

Zdecydowanie przełam się, wyrzuć z siebie, ze swojego domu wszystko to, co blokuje Twoją więź
z Bogiem, a zobaczysz, że poczujesz się znacznie lepiej, a Twoja wiara rozkwitnie i będzie w Tobie trwać.

                                                                                                                     Artur (28 lat)

 

źródło:

http://milujciesie.org.pl/nr/mlodziez/niszcz_pornografie.html

 

 

Muszę to opowiedzieć - może dla siebie samego i dla innych, bo podobnych do mnie kolesi jest multum. Bo oni może nigdy nie trafią na kogoś takiego, jak Anka i mogą nigdy nie zobaczyć w dziewczynie czegoś więcej niż seksowne ciało. Mnie dziewczyny ciekawiły chyba od pierwszej klasy, kiedy zacząłem - zamiast z chłopakami - chodzić, gadać, bawić się z taką jedną koleżaneczką w moim wieku. Kiedyś zobaczyłem ją przez moment nago. Przypadkiem. Coś mnie wtedy jakoś zadziwiło, jakby wzruszyło, pociągało - jakaś inność, odmienność, jakby jakiś sekret. Zresztą, wtedy to we wszystkim chciałem odkrywać coś tajemniczego. I nic złego nie robiliśmy. Żadnych tam "zabaw w lekarza". Jaki to był cudny czas! Erotyka sobie spała. Ale koledzy szybko ją wybudzili z "wieku niewinności".
Pierwsze rysunki, potem fotki kobiet, choć miałem chyba 12 lat. Z początku to było zdziwienie, a potem taki pulsujący niepokój, kiedy pojawiła się naga pani na ekranie. I ciekawość z takim dziwnym drżeniem, jak to jest z tym, co kolesie opowiadali "jak się to robi". Potem pokazali takie fotki, na których było dokładnie, jak. I to mnie zaczęło pociągać, jak ukryty magnes, który czułem w środku siebie.
Za kilka złotych kupiłem od kumpla pierwsze pisemko porno, które oglądałem przed snem, z początku czerwony jak burak, a potem czujący coraz mocniej wiadome reakcje. Dzieciak byłem - miałem 14 lat,
ale w tym i w innych pisemkach już widziałem więcej niż się w głowie mieściło. Już nie miałem marzeń o jakiejś ślicznej, przy której by mi nogi miękły, a z którą chciałbym spacerować nad morzem i kupować jej kwiatki. Gdy patrzyłem na dziewczyny i kobiety, to tamte obrazki od razu podpowiadały mi coś innego, o czym one nie miały pewnie pojęcia, ale chyba czasem coś czuły w moich oczach.

A potem w gimnazjum na jakiejś imprezie pierwszy film porno, drugi, no i zaczęło mnie to wciągać na całego. Nigdy nie myślałem, że to jest jak narkotyk - i to silny chyba jak "amfa" czy "ekstaza". Ja już nie chciałem - ja m u s i a ł e m to oglądać, no i zaspokajać się. A skutki? Kiedyś miałem taką głowę do nauki, że wystarczyło słuchać dobrze lekcji. A kiedy sobie tę głowę naładowałem tymi scenkami, to nic mi do niej nie chciało wchodzić. Wszystko się kojarzyło tylko z "tym". A potem pierwsza impreza z dziewczynami, kilka zgrzewek piwa, znów porno-film, no i odtworzyliśmy to, co było na ekranie prawie dokładnie. To mi zostało mocno w pamięci, bo poczułem, że coś się we mnie skończyło, jakby ktoś mi coś w sercu zatłukł kijem od bejsbola. Teraz ja nie tylko musiałem to oglądać, ale i musiałem to robić. Zwłaszcza, że "starsi" podłączyli net do domu, a tam jest tyle tego, że nawet szukać nie trzeba. Czasem całe noce siedziałem, jak w transie, w amoku jakimś, setki, tysiące fotek. Jakby mnie tam wessało.
A potem tylko szukanie imprezy, na której podobnie się działo.
Miałem 17 lat. "Starsi" szukali dla mnie psychologa, lekarza, bo widzieli, że ze mną coś nie tak. Ale ich często nie było. Biznesy. A ja miałem jedno już zdanie o dziewczynach i kobietach. Że jedne są takie, jak te na fotkach i imprezach; inne jeszcze nie są, ale będą; są takie, co się tylko trochę boją albo po prostu nie mogą. I tak na to patrzyłem. Z religią dawno już wtedy skończyłem - chyba na I Komunii. I kręciłem się w tym diabelskim młynie, nie wiedząc, że on jest diabelski.
I kiedyś nagle się zatrzymałem przy wystawie galerii obrazów. Była tam jakaś wystawa. I akurat powieszono portret ślicznej dziewczyny. Oniemiałem, bo te, na które patrzyłem zwykle, jakby nie miały twarzy. A ta była tylko twarzą, oczami i czymś, co mnie prawie powaliło. Czułem, jak mi wali serce, ale całkiem inaczej niż przy fotkach porno czy nagich dziewczynach na żywo. Ona wyglądała tak, jakby się przebudziła z najpiękniejszego snu i nigdy nie dotknął jej nikt i nic brudnego. Jakby była totalnie poza tym. Stałem tam kilkanaście minut, jak w hipnozie. Wszedłem do środka i zapytałem o malarza. Był tam, więc zapytałem, skąd wziął taką modelkę. A on mi, że nie miał modelki, tylko namalował swoją tęsknotę i swoją wizję Matki Boskiej, i że każdy facet za taką tęskni. Żachnąłem się, bo wszystkie takie obrazy to były kicze, a ten... ja nie miałem słów ani porównań.
I przez kilka dni zatrzymywałem się przy szybie wystawy z tym obrazem, by się pogapić, jak urzeczony. I co ciekawe, że odkryłem w jednej dziewczynie z naszej klasy podobieństwo do tego obrazu. W Ance. Jakoś nigdy z nią nie pogadałem, a ona nie patrzyła na mnie jak inne, tak dwuznacznie, tylko przezwała mnie Kasanową. I gdy mnie mijała, to mówiła: "Cześć, Kasanowa" i tak się uśmiechała, że ja traciłem całą pewność siebie, jaką miałem wobec dziewczyn. Każdą inną przyciągnąłbym do siebie, poraził wzrokiem, a tej się prawie bałem. Czasem, gdy miałem dość porno, to gasiłem wszystko i myślałem o niej.
Prócz imienia i nazwiska nic o niej nie wiedziałem. Parę razy zobaczyłem ją z gromadką dzieciaków
z pogotowia opiekuńczego. Kiedyś, jak układała bukiecik pod krzyżem przydrożnym. Jak wychodziła
z kościoła - taka rozpromieniona. Niby zwykła, a jakaś nadzwyczajna.

Jej pierwszej nie wyobrażałem sobie nago czy w jakichś scenkach. Ona miała coś z tamtej małej koleżaneczki. Nie wiem, ale coraz częściej brzydziło mnie teraz porno i rzadziej chodziłem na imprezy,
a ona coraz ładniej się do mnie uśmiechała. I nic więcej. Obraz z tej wystawy znikł,
a moje marzenie o takiej dziewczynie - nie. Ale i Anka nagle znikła. Parę dni jej nie było w szkole, a ja
nie potrafiłem się zapytać dziewczyn, co z nią. Nie było jej siedem tygodni i powiedziano, że musiała wyjechać do sanatorium. Kiedy wróciła, nie mogłem pojąć, co się z nią stało. Jakby coś w niej zgasło. Tym bardziej nie potrafiłem zapytać. Z szeptanych wieści dziewczyn usłyszałem, że Anka jest w ciąży.

I wtedy wybuchła we mnie dzika złość na nią. Ona przecież rozbudziła we mnie nadzieję, że dziewczyna może być inna, że ma coś z Matki Boskiej, jak mówił ten malarz, i że my za taką tęsknimy. A tu blaga, obłuda, hipo-krytka! Wróciłem do porno na całego. Na imprezach piłem, jak nigdy. Jakbym chciał zatłuc te swoje marzenie i ten obraz. I kiedyś wracaliśmy nad ranem z takiej imprezy z kuplami i kumpelami. Byłem pijany i wściekły. I wtedy zobaczyłem Ankę, jak wyprowadziła psa.
Podbiegłem do niej i zacząłem wywrzaskiwać najgorsze słowa. Ona stała ze zdumionymi oczami, niczego nie rozumiejąc. A ja wrzeszczałem, jaka to z niej święta, cnotka, niezłomna, a co się okazało,
że jest... (nie powtórzę tamtych słów). Ona zaczęła się cofać przede mną. W końcu napotkała plecami ścianę i osunęła się płacząc. I wtedy usłyszałem: "Czego ty ode mnie chcesz? Nikogo nie udawałam. Zgwałcili mnie tacy jak ty, co to w głowach noszą dom publiczny, a w sercach piekielną pustkę. Ale to dziecko musi się urodzić, bo co ono temu winne?". I wtedy wytrzeźwiałem w sekundę. Gdyby tam był jeden z tych kolesi od gwałtu, to zginąłby w męczarniach. Ale nie było. I ja wtedy osunąłem się przy niej na kolana i spuściłem łeb, bo pierwszy raz od kilku lat poczułem żrące łzy. Jąkałem coś, patrząc
w ziemię. I nagle poczułem jej dłoń na moich włosach. To jedno jej dotknięcie wyrwało mnie jak syna marnotrawnego spośród dziwek, pijaków i świń.

 

spisał brat Tadeusz Ruciński-katecheta

"Wychowawca" nr 5/2006

Copyright © Misja Małgorzata. Wszelkie prawa zastrzeżone.